Blog, na którym znajdują się rzeczy, dzięki którym próbuję poczuć, że żyję.
Tego co przeżyjemy, nikt nigdy nam nie odbierze.
A najbardziej zawsze żałuje się rzeczy, których się nie zrobiło.
Się skacze, się pływa ...
środa, 1 grudnia 2010
19 m nad ziemią - ELEWATOR Gdańsk - 11.11.2010
Święto Niepodległości, urodziny Pawełka - trzeba to było jakoś uczcić.Tym samym wybrałem się wraz z znajomymi poczuć troszkę adrenaliny w te zimne i pochmurne dni, wspinając się na najwyższej ściance w Trójmieście (19 m).
sobota, 25 września 2010
Regaty IT CUP - 18.09.2010
Jakiś czas temu Monika (specjalistka HR u nas w firmie), wysłała zapytanie czy ktoś z pracowników GT ma uprawnienia sternika i pływał na jachtach, więcej informacji nie było. Po jakimś czasie okazało się że będą organizowane regaty wśród firm informatycznych na Wiśle i morzu. Każda firma miała wystawić dwie drużyny, na dwa jachty typu Balt 23 Armor.
Zaciekawiła mnie ta impreza, jednak nie zgłaszałem się ponieważ nie pływałem nigdy na łódkach i myślałem że potrzeba tylko doświadczonych żeglarzy.
Okazało się jednak że dwa miejsca jeszcze są do obsadzenia ludźmi nie koniecznie mające umiejętności żeglarskie, chodziło o dopełnienie drużyn by na każdym jachcie było 5 osób - sternik i 4 osoby załogi.
Więc nie zastanawiając od razu się zgłosiłem.
Zaciekawiła mnie ta impreza, jednak nie zgłaszałem się ponieważ nie pływałem nigdy na łódkach i myślałem że potrzeba tylko doświadczonych żeglarzy.
Okazało się jednak że dwa miejsca jeszcze są do obsadzenia ludźmi nie koniecznie mające umiejętności żeglarskie, chodziło o dopełnienie drużyn by na każdym jachcie było 5 osób - sternik i 4 osoby załogi.
Więc nie zastanawiając od razu się zgłosiłem.
niedziela, 12 września 2010
Spływ kajakowy - Jar Raduni - 29.08.2010
Zacznę może tak... uważałem że Słupia Adventure była pełna wyzwań, adrenaliny, wartkiego nurtu, przeszkód nie do przejścia, jednak mój punkt widzenia zmienił się radykalnie po zmierzeniu się z Radunią :)
Rozpoczęło się dość niewinnie, mailem od mojego znajomego (byłego pracownika Gratki), informujący że organizuje spływ kajakowy na koniec sierpnia po Raduni. Zabiera same jedynki i ma jeszcze wolne miejsca. Nic na temat Raduni wówczas nie widziałem, przeczytałem więc opis trasy na stronie ekajaki.pl i okazało się że jest to trasa dla zaawansowanych kajakarzy z licznymi przeszkodami, rwącym nurtem i zwalonymi drzewami. Miały płynąć same jedynki i w większości osoby które pływały dotychczas na turystycznych dwójkach na jeziorze, hm.. więc pomyślałem że jednak to będzie kolejny lajcikowy spływ bez większych wyzwań. Dodatkowo sam Riczi (organizator) napisał, że opis na stronie ekajaki jest tylko chwytem marketingowym i nie jest tak źle:)
Ostatecznie dziewczyny zasiadły w dwójkach a reszta wzięła jedynki.
8 jedynek i 3 dwójki.
Pogoda nie zapowiadała się piękna, temperatura powietrza ok 14 stopni, przejściowe deszcze i pewnie woda temperatury poniżej 10 stopni. Ale trzeba być twardym. Ubrałem jak zwykle mój skąpy strój (buty, kąpielówki i koszulkę - bo i tak na pewno będę parę razy leżał) i wio.
Start był zaplanowany na ok 9:00 przy mostku pierwszym jadąc od strony Borcz na Kiełpino. Powoli się wszyscy zebrali i przyjechały w końcu kajaki. Oczywiście kto je przywiózł??:) Ojciec Tadeusz, tym samym była okazja na posłuchanie kilkudziesięciu dobrych rad dla początkujących i nawet prezentacji na sucho w kajaku - co zrobić by przeżyć. Ostatecznie wybrał się razem z nami i był pomocny w wielu zaistniałych sytuacjach.
czwartek, 5 sierpnia 2010
Wysokość 4000 m - prędkość 220 km/h - Niebo wzywa... Ziemia ciągnie...
Kolejne moje marzenie zostało spełnione !!!.
Skok z spadochronem z 4000m, szorując głową w dół z prędkością ok. 220km/h i to jeszcze skacząc nad morzem:).
piątek, 23 lipca 2010
Spływ Kajakowy - Słupia Adventure 17-18.07.2010
Cała grupa liczyła 7 osób, 5 kajaków.
Migdał z Danielą w dwójce.
Ewa z Marcinem w dwójce.
Ja w jedynce.
Bracki w jedynce.
Mikrus w jedynce.
Z polecenia niedawno poznanego na grupie dyskusyjnej Jarka z Bydgoszczy wybrałem firmę ekajaki w celu zaopatrzenia w sprzęt oraz przewodu ludzi i kajaków.
Spływ był zaplanowany jak zwykle na dwa dni wiosłowania. Pierwszy dzień ok 6 h zaczynając na jezierze koło Sulęczyna i kończąc w elektrowni Struga. Następny dzień ok 4-5 h zaczynając w Strudze i kończąc w Gołębiej Górze.
Nocleg załatwiłem w domku na działce u kierownika elektrowni.
Lot szybowcem - 30.05.2010 - Pruszcz Gdański
Riczi (kolega który który pracował kiedyś w Gratce), zorganizował kolejny raz piknik lotniczy na lotnisku w Pruszczu, w planie były loty szybowcem loty widokowe Wilgą oraz grillowanie do późna na lotnisku.
Więc i jak postanowiłem w tym roku spróbować swoich sił na szybowcu.
Pogoda piękna, wymarzona na latanie. Do dyspozycji mieliśmy dwa szybowce, Bocian i Puchacz. A że wyciągarka się kolejny raz zepsuła mieliśmy wszystkie loty z wyciąganiem przez samolot.
Kolejka była długa więc czekałem i czekałem... aż w końcu się doczekałem. Spadochron założony więc czas wcisnąć się to tej małej kabiny. Szybkie instrukcje co w awaryjnych sytuacjach pociągnąć a czego nie ruszać.
Zamykamy kabine i czekamy na pociąg samolotu. Start do łagodnych nie należał bo podłoże wyboiste a resorowanie podwozia szybowca słabe.
Ale raz dwa i byliśmy w górze. Powoli się wznosimy i już jesteśmy na wysokości ok 300m, odczepienie liny i szybujemy:) Instruktor z tyłu zapytuje ile ważę... hm więc mówię ponad 100 kg - "uuu no to za długo nie polatamy... ":) no super pomyślałem, dopiero co wystartowaliśmy a on już chce lądować.
U góry piękne widoki, szum wiatru i słońce w oczy, jednak lecąc po prostej tak bez żadnych wariacji człowiek szybko sie przyzwyczaja do wysokości i widoków i jakoś tak super adrenaliny nie ma. Do momentu kiedy gościu zaczął robił zaręty i zejście gwałtowne w dół a nastepnie w górę i znowu w dół - w ten sposób mogłem doświadczyć przeciążeń i dodatnich i ujemnych - super sprawa - wtedy faktycznie ryjek mi sie cieszył Jednak trwało to zdecydowanie dla mnie za krótko:( zeszliśmy przez te manewry z wysokosci i musielismy juz podchodzic do lądowania.
środa, 21 lipca 2010
Dawno dawno temu - czyli moje początki na ściance..
Wspinaczką zaraził mnie brat, parę lat temu. Sam zawsze chciał spróbować swoich sił w tym sporcie, i tylko jak znalazł ośrodek w Toruniu zaczął tam jeździć i między czasie kompletować swój własny sprzęt. Po jakimś czasie nagadywania mnie bym pojechał z nim zgodziłem się, chodź uważałem że takie kloce jak my ok 100kg to raczej nie nadają się na wspinaczkę, gdzie im mniej się waży tym lepiej i do tego trzeba być dobrze rozciągniętym. Ale co tam. Pojechałem, przeszedłem szybkie szkolenie asekuracyjne u fajnej dziewczyny która tam była instruktorką i rozpocząłem wspinanie. O dziwo po prostszych ścieżkach udawało mi się wejść na samą górą w dodatku w trampkach za 10 zł. Z każdym wejściem bardziej mnie to kręciło i pociągało.
Od razu zaopatrzyłem się w swój sprzęt podstawowy do wspinania i zaczęliśmy jeździć z bratem na początku regularnie. Czasem jak nie mógł Krzysiek ze mną jechać jechałem sam pochodzić sobie po bulderkach i spotkać miłą instruktorkę oczywiście:)
Ścianka w Toruniu nie jest za wysoka, jednak ma dużo ciekawych tras i można długo się na niej uczyć.
Następnie w życie moje przeniosło się do Gdańska i na jakiś czas urwała się moja przygoda z ścianką. Jednak po zadomowieniu i obeznaniu teremu zacząłem chodzić do najwyższej ścianki w 3m która się mieści w Oliwie a nazywa się Elewator. Około 20 m w górę, fajne przewieszki, zwisy, i nawet trasa na zewnątrz budynku.
Poznałem fajny nowych ludzi na ściance i myślałem już o wykupieniu karnetu miesięcznego. Jednak rok temu zdarzył się wypadek przy zjeździe na linie - tyrolkach w Kolibkach i doznałem urazu kolana co skończyło się zabiegiem i pół roczną rekonwalescencją. Do teraz odczuwam ból w kolanie przy wyginaniu nogi i nie wiem czy dam rade jeszcze na ściankę wrócić, jednak jak nie spróbuje to się nie przekonać. Więc w najbliższym czasie wybiorę się by sprawdzić swoje siły.
Poniżej parę zdjęć i filmików z Torunia - praktycznie chyba pierwszy czy drugi raz jak byłem na ściance więc, pokracznie i bez szału:) Ale niestety nie mam zdjęć z etapu jak wchodziłem na Elewator więc ... może następnym razem coś zrobię i dorzucę.
Od razu zaopatrzyłem się w swój sprzęt podstawowy do wspinania i zaczęliśmy jeździć z bratem na początku regularnie. Czasem jak nie mógł Krzysiek ze mną jechać jechałem sam pochodzić sobie po bulderkach i spotkać miłą instruktorkę oczywiście:)
Ścianka w Toruniu nie jest za wysoka, jednak ma dużo ciekawych tras i można długo się na niej uczyć.
Następnie w życie moje przeniosło się do Gdańska i na jakiś czas urwała się moja przygoda z ścianką. Jednak po zadomowieniu i obeznaniu teremu zacząłem chodzić do najwyższej ścianki w 3m która się mieści w Oliwie a nazywa się Elewator. Około 20 m w górę, fajne przewieszki, zwisy, i nawet trasa na zewnątrz budynku.
Poznałem fajny nowych ludzi na ściance i myślałem już o wykupieniu karnetu miesięcznego. Jednak rok temu zdarzył się wypadek przy zjeździe na linie - tyrolkach w Kolibkach i doznałem urazu kolana co skończyło się zabiegiem i pół roczną rekonwalescencją. Do teraz odczuwam ból w kolanie przy wyginaniu nogi i nie wiem czy dam rade jeszcze na ściankę wrócić, jednak jak nie spróbuje to się nie przekonać. Więc w najbliższym czasie wybiorę się by sprawdzić swoje siły.
Poniżej parę zdjęć i filmików z Torunia - praktycznie chyba pierwszy czy drugi raz jak byłem na ściance więc, pokracznie i bez szału:) Ale niestety nie mam zdjęć z etapu jak wchodziłem na Elewator więc ... może następnym razem coś zrobię i dorzucę.
Wyścig Kartingowy z Braciszkiem - Sopot
Piękny letni dzień - wymarzony na przejażdżkę kartingami.
Odwiedziny brata z Tanią i Mała to super okazja by ich wyciągnąc na tor kartingowy w Sopocie.
Anie ja ani brat nie jechaliśmy czymś takim więc szanse są równe, chodz ja troszkę więcej waże.
Na początku przed samym wyścigiem zrobiliśmy wielki błąd - pojechaliśmy się najeść do KFC i jak podczas samej jazdy na torze nic strasznego się nie działo to w powrotnej drodze do domu umieraliśmy a ja w końcu zobaczyłem kolejny raz te same kurczaki:)
Odwiedziny brata z Tanią i Mała to super okazja by ich wyciągnąc na tor kartingowy w Sopocie.
Anie ja ani brat nie jechaliśmy czymś takim więc szanse są równe, chodz ja troszkę więcej waże.
Na początku przed samym wyścigiem zrobiliśmy wielki błąd - pojechaliśmy się najeść do KFC i jak podczas samej jazdy na torze nic strasznego się nie działo to w powrotnej drodze do domu umieraliśmy a ja w końcu zobaczyłem kolejny raz te same kurczaki:)
wtorek, 20 lipca 2010
Quadowe Kolibki
Przy okazji ja odwiedzili mnie Darek i Monika, wybraliśmy się do Adventure Park Kolibki w Sopocie.
Darek ma swojego quada i już nie raz pocinał nim więc tutaj na torze dużo lepiej sobie radził niż ja. Dla mnie to było praktycznie pierwsze spotkanie z quadem i dosyć wymagającym torem. Na początku dopasowanie kasku, oraz zbroji, następnie szybkie przeszkolenie przez instruktora ci i gdzie jest i jakie są zasady na torze. Na początku mamy jechać takim łatwiejszym a następnie on sam zdecyduje kogo wpuści na ten drugi trudniejszy tor.
Darek ma swojego quada i już nie raz pocinał nim więc tutaj na torze dużo lepiej sobie radził niż ja. Dla mnie to było praktycznie pierwsze spotkanie z quadem i dosyć wymagającym torem. Na początku dopasowanie kasku, oraz zbroji, następnie szybkie przeszkolenie przez instruktora ci i gdzie jest i jakie są zasady na torze. Na początku mamy jechać takim łatwiejszym a następnie on sam zdecyduje kogo wpuści na ten drugi trudniejszy tor.
Obiad w plenerze kaszubskim
Właśnie wróciłem z trasy po Kaszubach, bardzo fajna i piękna trasa z wieloma winklami, ciasnymi zakrętami i widokami lasu i wody.
Koniec trasy troszkę zmodyfikowałem i polaciałem na Chemielno, Ręboszewo, Egiertowo, Żukowo.
Zakręty faktycznie jak w bieszczadach, jednak trzeba uważać bo faktycznie gdzie niegdzie nawierzchnia fatalna i wąsko więc można się spotkać z puszką ścinającą z przeciwka.
Miałem nadzieję że generator tęczy w Przodkowie będzie działał jednak widać sołtysowa robiła pranie i było za małe ciśnienie wody by powstała piękna tęcza:)
Koniec trasy troszkę zmodyfikowałem i polaciałem na Chemielno, Ręboszewo, Egiertowo, Żukowo.
Zakręty faktycznie jak w bieszczadach, jednak trzeba uważać bo faktycznie gdzie niegdzie nawierzchnia fatalna i wąsko więc można się spotkać z puszką ścinającą z przeciwka.
Miałem nadzieję że generator tęczy w Przodkowie będzie działał jednak widać sołtysowa robiła pranie i było za małe ciśnienie wody by powstała piękna tęcza:)
Yamaha FJR 1300 - Model 2008 - wrażenia z jazdy testowej
Model testowy z roku 2008 z manualna skrzynią biegów.
Dane techniczne:
Pojemnosc: 1300ccm
Moc: 143 KM przy 8000 obr./min
Momennt: 134 Nm przy 7000 obr/min
Waga:283 kg (gotowy do jazdy)
Wyposażenie:
- ABS
- Podgrzewane manetki
- Elektrycznie regulowana wysokość szyby
- Regulowane osłony boczne na nogi
- Regulacja wysokości siedzenia
poniedziałek, 19 lipca 2010
Pontonem 100km/h po morzu
Przejażdżka trwała ok 10 minut i niezły jest czad jak gościu zaczyna robić slalomy i ciasne okręgi:)
Fakt że spodziewałem się większych jakiś emocji - adrenaliny, jednak jeśli ktoś nie próbował to polecam dla spędzenia troszkę inaczej czasu niż leżenie na plaży.
niedziela, 18 lipca 2010
Wymarzona podróż do Chorwacji 04-18.07.2009
Kolejne jedno z moich marzeń zostało spełnione. Wyprawa motocyklowa do Chorwacji zakończona. Po króćce postaram się opisać dla potomnych moją wprawę.
Wyjazd zaplanowany na 4 lipca powrót 18 lipca został zrealizowany.
1 dzień
Pobudka 3:00 rano, dokończenie pakowania, szybkie śniadanie i wyjazd na stacje do tankować maszynę i sprawdzić ciśnienie w oponach. Wszystko ok., więc można jechać. W Bydgoszczy spotykam się Dzulą i już od Bydgoszczy lecimy razem. Kierujemy się na Wrocław przejście graniczne w Boboszycach. Polskie udaje nam się, w miare szybko przeskoczyć i już jesteśmy u sąsiadów Czechów. Droga główna na Brno zalana, więc odpalamy GPS i szukamy objazd regionalnymi drogami. Objazd udaję się bez większych problemów chodź czasem przejeżdżaliśmy przez jakieś podwórka normalnych gospodarstw więc trzeba było uważać na goniące burki i wściekłe koguty?. Dojeżdżamy do końca Czech i szukamy noclegu. Rozbijamy się na Auto Kampie koło jeziorka za ok. 30zł. Rozbijamy namiot, odpalamy kuchenkę i pierwszy ciepły posiłek gotujemy (oczywiście Vifon góra).
Szybka kąpiel w jeziorze ? (prychole na korony a my zero ich waluty). 23:00 w kimę.
Przebieg ok. 700km zrobiony ok. 12 godzin na siodle.
Wyjazd zaplanowany na 4 lipca powrót 18 lipca został zrealizowany.
1 dzień
Pobudka 3:00 rano, dokończenie pakowania, szybkie śniadanie i wyjazd na stacje do tankować maszynę i sprawdzić ciśnienie w oponach. Wszystko ok., więc można jechać. W Bydgoszczy spotykam się Dzulą i już od Bydgoszczy lecimy razem. Kierujemy się na Wrocław przejście graniczne w Boboszycach. Polskie udaje nam się, w miare szybko przeskoczyć i już jesteśmy u sąsiadów Czechów. Droga główna na Brno zalana, więc odpalamy GPS i szukamy objazd regionalnymi drogami. Objazd udaję się bez większych problemów chodź czasem przejeżdżaliśmy przez jakieś podwórka normalnych gospodarstw więc trzeba było uważać na goniące burki i wściekłe koguty?. Dojeżdżamy do końca Czech i szukamy noclegu. Rozbijamy się na Auto Kampie koło jeziorka za ok. 30zł. Rozbijamy namiot, odpalamy kuchenkę i pierwszy ciepły posiłek gotujemy (oczywiście Vifon góra).
Szybka kąpiel w jeziorze ? (prychole na korony a my zero ich waluty). 23:00 w kimę.
Przebieg ok. 700km zrobiony ok. 12 godzin na siodle.
Słowacja - Bieszczady - 30.06-12.07.2007
W końcu znalazłem chwile czasu by nabazgrać, co nieco o mojej podróży przez Słowację i Bieszczady.
W podróż wybraliśmy się w dwa bike – ja moją XJ900 S i kolega (dzula) z studiów na swoim GS 500.
Termin wyprawy przypadł na 30 czerwca i planowany powrót na 12-13 lipca.
Główne założenia, które sobie postawiliśmy do zrealizowania:
– odwiedzić moją rodzinę na śląsku
– następnie odwiedziny mojej koleżanki forumowej xj w szpitalu, która ujeżdża motocykle nie od dziś i uległa wypadkowi jakiś czas temu ( oczywiście wymuszenie katamarana).
– pozwiedzanie Bratysławy, ( co niestety się nie wyszło..)
– przejechanie wzdłuż całej Słowacji zaliczając: Niskie Tatry, Dolinę Demanowską, Jaskinie Lodovą i Svobody w Liptowskim Mikulasie, Tatralandia – Aquapark, Tatry Wysokie – Poprat, Słowacki Raj i parę szlaków oraz oczywiście nakręcenie jak najwięcej kilometrów po Słowackich serpentynach.
– ruszenie na polskie Bieszczady
– wejście na Tarnice i jeśli pogoda pozwoli na cos jeszcze
– pokręcenie się po serpentynach + odwiedzenie Soliny
– szczęśliwy powrót do domu
No to tak słowem wstępu...
Wyjechaliśmy w piękną pogodę 30 czerwca ok. 10:30 w kierunku Katowic do mojej rodzinki.
W podróż wybraliśmy się w dwa bike – ja moją XJ900 S i kolega (dzula) z studiów na swoim GS 500.
Termin wyprawy przypadł na 30 czerwca i planowany powrót na 12-13 lipca.
Główne założenia, które sobie postawiliśmy do zrealizowania:
– odwiedzić moją rodzinę na śląsku
– następnie odwiedziny mojej koleżanki forumowej xj w szpitalu, która ujeżdża motocykle nie od dziś i uległa wypadkowi jakiś czas temu ( oczywiście wymuszenie katamarana).
– pozwiedzanie Bratysławy, ( co niestety się nie wyszło..)
– przejechanie wzdłuż całej Słowacji zaliczając: Niskie Tatry, Dolinę Demanowską, Jaskinie Lodovą i Svobody w Liptowskim Mikulasie, Tatralandia – Aquapark, Tatry Wysokie – Poprat, Słowacki Raj i parę szlaków oraz oczywiście nakręcenie jak najwięcej kilometrów po Słowackich serpentynach.
– ruszenie na polskie Bieszczady
– wejście na Tarnice i jeśli pogoda pozwoli na cos jeszcze
– pokręcenie się po serpentynach + odwiedzenie Soliny
– szczęśliwy powrót do domu
No to tak słowem wstępu...
Wyjechaliśmy w piękną pogodę 30 czerwca ok. 10:30 w kierunku Katowic do mojej rodzinki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)