środa, 13 lipca 2011

Niedzielne szybowanie - 10 lipiec 2011 KORNE

Lipcowy weekend roku pańskiego 2011, zapowiadał się bardzo atrakcyjnie. W sobotę zabawa weselna w Kościerzynie na ślubie Dżuli i Gosi, a w niedzielę kolejna okazja poszybowania, tym razem na lotnisku w Korne.



Szybowcową niedzielę zorganizował znajomy Riczi, zebrał dużą ilość chętnych na lot szybowcem i nam również z Dagmarą udało się załapać do tej grupy.

Na szczęście na weselisku w sobotę nie zaprawiłem się na tyle, żeby chorować następnego dnia, dlatego w niedzielę wstaliśmy praktycznie jako pierwsi w hotelu i udaliśmy się na pobliskie lotnisko w Kornym, gdzie już Maciej był z grupą szybujących znajomych.

Pogoda nie była sprzyjająca, pochmurno, nie za ciepło i deszczowo, jednak loty się odbywały.
Szybko załatwiliśmy formalności (zakup biletu za lot - 100zł) i następnie wpasowanie się w kolejkę, a że nam się troszkę spieszyło, by wrócić na poprawiny, Maciej ustawił nas tak, że za długo nie czekaliśmy.


Co nowego było, czego nie próbowałem jeszcze to start szybowcem z wyciągarki, która w krótkim czasie rozpędza szybowiec prawie do 100km/h i wzbija się ostro w górę.

Pierwsza zasiadła Dagmara, był to jej pierwszy lot w życiu jakimkolwiek samolotem, jednak zniosła to dzielnie i od razu po lądowaniu usłyszałem "... jeszcze raz :) ..."


Gdy Dagmara lądowała, ja zapiąłem się już w prowizoryczny spadochron i od razu po wylądowaniu zacząłem przymierzać się do kabiny.
Tym razem siedziałem z tyłu, ponieważ z przodu był tylko drążek sterowania i pilot był na tym miejscu.


Szybowiec jakiś taki mały w porównaniu do Bociana czy Puchacza, dosyć ciasno, po zamknięciu kabiny praktycznie miałem całkiem zgięty kark, a czubkiem głowy dotykałem pokrywy.

Lina podczepiona, pasy zapięte, więc można ruszać. Z niecierpliwością czekam na "strzał" z wyciągarki i poczucie tego przyspieszenia i wznoszenia się prawie że w pionowy sposób.



Lina powoli zaczyna się naprężać, idzie komenda w radiu do wyciągarkowego i odpala pełen gaz. Przyspieszenie ogromne, nie wiem czy nie większe niż w motocyklu, który również ma z 3s do setki.
Widok same chmury, co chwile przełykam ślinę, by w uszy odetkać wyrównując ciśnienie.
Po chwili słyszę hałas (odpięcie liny) i szybowiec zaczyna przez chwilę bezwładnie pikować pionowo w dół (niesamowita winda, uczucie).


Po chwili pilot wyrównuje i następuje powolny lot ślizgowy nad lasem, jeziorem, polami.
Niestety pogoda kiepska, więc wznoszenie również słabe, tym samym lot nie będzie długi, jednak udaje się namówić pilota do zrobienie ciasnego korkociągu.
Przeciążenie duże i zaczyna się kręcić w głowie i żołądku:) (w zeszłym roku jak nurkowaliśmy szybowcem, a następnie wyciągaliśmy go w górę, bardziej mi się podobało).
Następnie wyrównujemy i mamy taką wysokość, że trzeba podchodzić do lądowania.
Lądowanie jak to w szybowcu twarde i liczne turbulencje:), ale udaje się precyzyjnie zaparkować.


Podsumowując:
Lot trwał ok 3-4 minut, koszt 100zł.
Start z wyciągarki w porównaniu do wyciągania za samolotem dużo ciekawszy.
Od kolejnego lotu oczekiwałem troszkę więcej adrenaliny, akrobacji i długości lotu, jednak nie udało się tego zrealizować.
Myślę, że po skoku z 4000m na spadochronie, rekreacyjne szybowanie w taki sposób nie jest w stanie mnie jakoś zaskoczyć, wygenerować tyle emocji.
Może kiedyś będzie okazja wsiąść do samolotu, gdzie lot będzie nastawiony od początku na ewolucje i mocne wrażenia wówczas na pewno spróbuję.
Na kolejny tego typu lot szybowcem (trzeci) już się raczej nie zdecyduję.

Tak czy siak, oboje po locie wsiadamy do Foki i wracamy na poprawiny gdzie na nas już czeka obiadek:), następnie powrót do domu i przesiadamy się na motocykl i lecimy na lody do Stegny :)

ALBUM ZDJĘĆ 
.