Plan spływu: start w Glewniku kolo Trzebielina rozpoczynając Pokrzywną, płyniemy do Broczyny, dokładnie na parking leśny MNICH, tam rozbijamy obozowisko, by następnego dnia z rana popłynąć dalej do Elektrowni w Kępicach. Pierwszy dzień to 15 km, kolejny 20 km, czyli średnio ok 5-6 h spokojnego wiosłowania.
Planowanie spływu rozpocząłem jak zwykle od przejechania się osobiście na miejsce startu, noclegu i końca spływu. Najwięcej było problemów z rozplanowaniem transportu bagażu, tak by mieć go na parkingu leśnym pod koniec pierwszego dnia, ale jednocześnie by go nie wieźć w kajakach. Jednak po paru telefonach udało się załatwić zarówno parking dla samochodów jak i transport bagaży przy pomocy Sołtysowej i jej syna w Glewniku.
Grupa liczyła 6 kajaków, 4 dwuosobowe i 2 jednoosobowe.
W dwójkach płynęli:
- Ja z Dagą
- Migdał i Daniela
- Tomek i Ewelina Szpak
- Marcin i Sylwia
- Dżula
- Mikrus
Prognozy pogodowe jak zwykle na mój spływ - deszczowe, akurat załamanie pogody w weekend, w którym mieliśmy spływać. Na szczęście okazało się, że kolejny raz prognozy to tylko wróżenie z fusów.
W sobotę od samego rana mamy piękną słoneczną pogodę, ok 24 stopni, bezchmurne niebo, wymarzona pogoda na spływ.
Dojeżdżamy z Dagmarą, Mikrusem i Dzula jako pierwsi do Glewnika, parkujemy na podwórku u Sołtysowej i czekamy na resztę. Po chwili dojeżdżają Migdał z Danielą, a następnie Szpaki i Marcin z Sylwia.
Przebieramy się i ładujemy wszystkie bagaże do jednego samochodu tak, by później przewieźć je do MNICHA.
Dla niektórych uczestników to pierwsze spotkanie z kajakiem, dla innych pierwszy raz wiosłowanie na rzece, więc zapowiada się ciekawie:)
Pokrzywna na początku bardzo spokojna i wąska, slalom wśród łąk, przydaje się dla mniej doświadczonych by zapoznać się z sprzętem i techniką kierowaniem kajaku na rzece.
Rzeka po pewnym czasie zaczyna się rozszerzać, pojawiają się również pierwsze zwalone drzewa, które czasem można pokonać rozpędem innym razem niestety wymuszają przenośkę dwójek. Dochodzi także nurt i kilka płycizn, więc nie omija nas szorowanie po dnie i przepychanie kajaków metoda "gondolową".
Jakieś 5 km i widzimy miejsce, gdzie Pokrzywna łączy się z Wieprzą, żegnamy się z Pokrzywną i rozpoczynamy spływ Wieprzą.
Jak to bywa na spływie, gdzie jest Dżula (sam) zaczyna abordaże i wodne wojny. Na pierwszy ogień idzie Daniela i Migdał. Nikt z tego nie wyszedł suchy. Podpływamy z Dagmarą i widzimy błysk w oku Dżuli, Dagmara wychodzi z kajaku a ja wałczę o pozostanie suchym, jednak nie do końca mi się to udaje i w końcu wyskakuję również z kajaku na pół mokry.
Nurt rzeki nabiera coraz większego tempa, pojawiają się bystrza i liczne głazy. Gołym okiem widać spadek rzeki. Rzeka praktycznie zmienia swoja charakterystykę co chwilę. Raz się uspokaja, by za chwilę za zakrętem zaskoczyć nas zwalonymi drzewami, niskim mostkiem czy też wartkim nurtem.
Jest też okazja, by przetestować mój nowy zakup w postaci aparatu wodoodpornego Panasonic Lumix FT-3, ostatni aparat utonął na spływie na Brdzie, więc postanowiłem tym razem zakupić wodoodporny.
5 godzin mija i powoli czujemy zmęczenie, każdy wypatruje za kolejnym zakrętem znaku MNICH i schód. Prośby zostały wysłuchane i już chwile później widzimy koniec pierwszego dnia wiosłowania. Dobijamy do brzegu i wyciągamy kajaki na polankę.
Szybko się rozbijamy i przysiadamy do wieczornej biesiady, przy grillu i ognisku. Super wiaty, równa polanka, przygotowane drewno na ognisko przez nadleśnictwo powoduje, że to miejsce jest idealne na nocleg.
Wieczorem odwiedza nas również lis, który zgłodniał i szukał smakołyków.
Przy ognisku liczne rozmowy o trasie, przeszkodach i rzece pokazują, że trasa się podoba i każdy nie może się doczekać co pokaże następny dzień na Wieprzy.
Kolejny dzień już nie jest tak pogodny, silny wiatr i zachmurzenie nastawia nas, że na sucho nie uda nam się dopłynąć. W końcu tradycją jest to, że u mnie na spływie nikt na sucho nie wraca:)
Szybkie śniadanko, pakowanie się z powrotem do samochodu i z Dagą odstawiamy go do Glewnika, ska przywozi nas do MNICHA syn Sołtysowej.
Rzeka na początku płynie szybko rzucając co jakiś czas różne zwałkowe przeszkody, mostki, zwężenia. Czasem rzeka głęboka, że całe wiosło wchodzi pod wodę, innym razem szorujemy dnem. Po chwili zaczyna padać dosyć mocno, więc udajemy się pod drzewka, by założyć kurtki przeciwdeszczowe. Przebieramy się i ruszamy dalej. Od tego momentu co jakiś czas przechodzi przelotny deszczyk, jednak nikt się nie zniechęca i wiosłujemy do przodu.
Mamy niezłe tempo, nie robimy w sumie dłuższych przestoi, przeszkody tego dnia już dużo szybciej pokonujemy w porównaniu do tego co było wczoraj. Wieprza kolejny raz ukazuje swoją zmienną charakterystykę i zaczyna spowalniac, wypływamy z lasu i zaczyna się kolejny slalom pośród łąk. Powoli zaczynamy wypatrywać pierwszej elektrowni. Długo nie trzeba było czekać, bo już za chwilę zauważamy czerwony dach i zaporę. Wyciągamy kajaki prawą stroną, krótki odpoczynek i wodujemy po drugiej stronie.
Po chwili ujście rzeki się rozszerza i wypływamy na wielkie rozlewisko, które wygląda jak jezioro. Nurt tam praktycznie zerowy, więc trzeba się namachać, by płynąć do przodu. Odnajdujemy miejsce, gdzie rzeka wraca do wąskiego koryta i wypatrujemy drugiej elektrowni.
Mija zaledwie z 30 minut i dopływamy do kolejnej elektrowni, gdzie kolejny raz robimy przenośkę prawą stroną (trzeba uważać przy wodowaniu, ponieważ jest bardzo strome zbocze).
Do kolejnej Elektrowni w Kępicach, czyli naszego końca spływu mamy jakąś godzinkę spokojnego wiosłowania.
Dopływamy do Kępic, na mostku już widać ekipę Ekajaków czekającą na nas z transportem.
Pakujemy kajaki, i cała ekipę do Busa i lecimy do Glewnika do samochodów.
Podsumowując:
Rzeka przepiękna, zmienna jak kobieta :), raz spokojna, łagodna, przewidywalna innym razem ostra, bezwzględna i wymagająca. Zarówno nowicjusze jak i doświadczeni kajakarze rzek zwałkowych znajdą tutaj wiele wyzwań i ciekawych przeszkód. Piękne widoki, zero tłoku na rzece, dzikość i cisza, wszystko to pozwala odprężyć się i zapomnieć o codzienności w dużym mieście.
Wyrazy uznania dla Dagmary i Eweliny - było to ich pierwsze spotkanie z kajakami - bardzo dobrze sobie poradziły. Sylwia, Marcin i Tomek - pierwszy raz zobaczyli jak wygląda wiosłowanie na rzece, mam nadzieję, że ten spływ udowodnił im, że kajak stworzony jest na rzeki a nie na jeziora, jeziora zostawmy łódkom, czy rowerom wodnym. Mikrus i Dżula kolejny raz mogli się sprawdzić w jedynkach na ciekawej rzece, Ja od wielu lat miałem okazję popływać w dwuosobowym kajaku razem ze swoja dziewczyną:).
Duże podziękowania dla nadleśnictwa w Broczynie, piękny parking leśny, drewno, wiaty i spokój. Bez pomocy Pani Sołtysowej i jej Syna nie udało by się rozsądnie i bezpiecznie zorganizować przewozu bagaży i parkingu.
Na koniec oczywiście kolejny raz dziękuję za profesjonalną obsługę firmie Ekajaki.pl. Sprzęt jak zwykle pierwsza klasa, czekał na nas już na starcie, podobnie transport powrotny czekał na nas już przed naszym dopłynięciem. Wszystko szybko i sprawnie w miłej rodzinnej atmosferze.
Poniżej filmik ze spływu oraz album zdjęć.
Dzięki wszystkim i do następnego razu :)
(Dżuli i Mikrusa więcej razy już nie wezmę :) )
ALBUM ZDJĘĆ
.