piątek, 12 lipca 2013

Zakynthos - czyli podróż poślubna w gorącym klimacie

Wesele za nami :) Przez ostatni rok dużo czasu poświęcaliśmy na organizację tego najważniejszego dla nas dnia tak, by wszystko było dograne i pozapinane na ostatni guzik. Czas szybko leci i jesteśmy już po ślubie oraz po podróży poślubnej, którą pokrótce na gorąco chciałbym Wam opisać. Może kogoś zainspirujemy do zwiedzenia miejsc, które odwiedziliśmy, a kilka praktycznych wskazówek ułatwi podróż po pięknej wyspie w Grecji jaką jest Zakynthos.


Oboje chcieliśmy poznać z bliska ciepły klimat, cudowną kuchnię i piękne widoki jakie oferuje Grecja. Wysp jest kilka, jednak my zdecydowaliśmy się na niedużą wyspę (obwód wyspy to 110 km, szerokość 20 km, długość ok 40 km, a ludności ok 30 tys ) Zakynthos potocznie zwaną Zante. Pierwszy raz wybraliśmy się w podróż organizowaną przez biuro podróży, a nie w całości przez Nas. Biuro, które wybraliśmy to Neckermann, duża firma, która ma siedziby w różnych państwach, do tego dla nas najciekawsza oferta - bo najelastyczniejsza w doborze żywienia, lotniska, terminu. Zarówno mnie jak i Dagmarę bardziej pociąga przyroda i piękne plenery, plaże, klify, niż stojące od wieków zabytkowe ruiny i budynki, dlatego taki wybór a nie np. Kreta czy Rodos.

Lot 12 lipca 2013 z Gdańska liniami Service Travel odbył się planowo ok 16:30 i uwzględniając przesunięcie czasu, które w Grecji jest + 1 h wylądowaliśmy w stolicy wyspy Zakynthos pod taką samą nazwą ok 20:00 ich czasu. Sam lot trwał 2h 40 minut. W Gdańsku w dzień wylotu deszczowo ok 16 stopni, wiec standardowa pogoda lipcowa, niecałe 3 h później wysiadamy z samolotu a tutaj 30 stopni i zero chmury.
Szukamy naszego bagażu i kierujemy się do wyjścia. Na lotnisku wita nas polski rezydent z Neckermanna i zamawia Taxi do naszego Hotelu. Z lotniska do miejscowości, w której był nasz Hotel (Tisivili/Planos) nie jest daleko, więc jakieś 15 minut i jesteśmy w hotelu Mediterannae.

W recepcji okazuje się jednak, że nie wzięto naszych sugestii składanych w biurze podróży odnośnie umiejscowienia pokoju i zamiast w zacisznym pokoju od strony ogrodu, basenu lądujemy centralnie nad głównym wejściem do hotelu przy głównej ulicy z tawernami, sklepami itd. Dodatkowo naprzeciw nas jest rodzina z dziećmi, gdzie jedno codziennie dawało popisy wokalne ok 4-7 rana. Cudownie.. :( Próby negocjacji zmiany pokoju kończą się kompromisem - który mówi że możemy zmienić pokój, ale dopiero we wtorek (a przylecieliśmy w piątek). Plusy pokoju to dużo lepszy standard pokoju niż w prospekcie, do tego widok na morze i powitalne kwiaty i wino dla nowożeńców :)

Piątek
Rozpakowujemy się szybko i idziemy się rozejrzeć po okolicy oraz zaliczyć regionalną pierwsza kolację. Która de fakto zakończyła się pizzą we włoskiej restauracji :)

Sobota
Kolejny dzień to pobudka ok 8:00 i idziemy na śniadanie w formie szwedzkiego stołu. To jedyny posiłek, który wykupiliśmy, celowo by nie ograniczać się do jednej kuchni i godzin wydawania obiadokolacji.
Sobotę spędzamy na lokalnej plaży, która jest usytuowana ok 300-400 m od hotelu (spokojna, piaszczysta plaża, płytka - ciepła woda). 


Spacerujemy po okolicznych wąskich uliczkach znajdując tawernę z greckimi potrawami, w której to kosztujemy Mousaka i Souvlaki, które z tego co wyczytałem miało być w bułce typu Pita, tutaj były to szaszłyki. 

Resztę dnia spędzamy na hotelowym basenie oraz wylegując się na leżakach. Nie możemy się doczekać jutra - ponieważ wypożyczyliśmy na 5 dni samochód i jutro z rana miał być podstawiony pod hotel - co umożliwiało nam ruszenie się z miejsca i rozpoczęcie zwiedzania wyspy na własną rękę.


Przed snem planujemy całą trasę na kolejny dzień popijając wino otrzymane od hotelu.

Niedziela
Pobudka, śniadanie, spakowanie się na wyjazd i oczekiwanie na samochód. 
Ok 10:00 zjawia się Grek z dokumentami i kluczykami. Okazuje się, że mamy piękne czerwone Kia Picanto :). Pakujemy wszystkie rzeczy do bagażnika, ustawiamy GPS i wio :)


Początek pracy z lokalnymi mapami, z Hołowczycem w Auto Mapie były kłopotliwe, ponieważ znaków jak na lekarstwo a do tego większość tablic pisanych czcionką łacińską a w Auto Mapa ma klawiaturę grecką, więc dziwne znaczki podobne do rosyjskiej cyrylicy. Jednak po kilku próbach udało nam się poustawiać pierwsza trasę i ruszyliśmy. Poniżej jedna z naszych map na której robiliśmy notatki :)

Stację w większości nie są samoobsługowe, niż zdążyłem wysiąść,a już jakiś Grek stał z agregatorem i pytał ile lejemy :) Do tego niektóre stacje czynne tylko do 19:00.
Upał straszny, więc praktycznie ciągle podróżujemy na A/C, do tego 1 litrowy silnik i duże wzniesienia powodują zapewne niezłe spalanie i powolne wspinanie się na szczyty, by za chwilę z nich zjeżdżać w kierunku wybrzeża.

Na początku trudno było mi się przestawić co do kultury greckiej na drodze, lub ich słabym oznakowaniu dróg czy bardzo wąskim przesmykom. Serpentyny na terenie górzystym wiły się bardzo ciasno, do tego na drodze szerokości jednego samochodu. Drogi w górach bez barierek, czegokolwiek co by mogło zatrzymać przed zjazdem urwiskiem 100m w dół. Zero znaków z pierwszeństwem, czy też znaków jak idzie pierwszeństwo na skrzyżowaniu, jedynie pojawiał się sporadycznie znak STOP i uwaga dzieci ze szkoły -  i to wszystko. Ludzi jakby nie było w ogóle, bo jedzie się tymi krętymi wąskimi dróżkami w różnych wioskach, miasteczkach i praktycznie poza turystami tubylców nie widać. Pełno skuterów, dużo więcej nawet niż w Chorwacji  było, oczywiście wszyscy bez kasków, z lewej, z prawej strony, babcie, dziadki, młodzi - wszyscy śmigają nie przejmując się. Jak ktoś jechał na światłach lub używał migacza, to na bank jakiś turysta, bo u miejscowych tego zachowania nie zauważyłem. Ale co było fajne to mały ruch, czasem mijało się samochód raz na pół godziny, czasem rzadziej. Człowiek się do wszystkiego przyzwyczai i na koniec naszego pobytu jeździłem już jak stary Grek :) zimny łokieć, serpentyny na mydełko fa, w radiu greckie pitu pitu i bez ciśnienia, spokojnie na luzaka:)

Ale wracając do konkretnych miejsc, to pierwszego dnia pojechaliśmy na samą północ wyspy Skinarii, są tam słynne piękne dwa wiatraki osadzone w małych białych domkach na urwisku a nie opodal można wsiąść do łodzi i zwiedzić słynną Zatokę Wraku oraz niebieskie jaskinie Blue Caves. 



Ze względu na umiejscowienie z tego miejsca są to najtańsze rejsy w porównaniu do innych portów na wyspie oferujących podobne wycieczki.
Tutaj za zwiedzanie dwoma łodziami (większą na Zatokę Wraku, mała na niebieskie jaskinie) zapłaciliśmy 15 euro od osoby (inne porty oferują to samo w cenie 20-40 euro od osoby). Samochód na parking i już po 10 minutach siedzimy w łodzi motorowej i podziwiamy widoki lądu od strony morza. 


Pierwsze miejsce to słynna Zatoka Wraku z piękną zatoczką, białym piaskiem, różnoniebieską wodą. 
Tutaj kapitan wyrzuca nas na godzinkę, by popływać, porobić fotki i pozwiedzać zatokę. Pogoda cały czas niezmienna 30 stopni zero chmurki, ludzi w zatoce dużo, bo każdy chce zobaczyć to miejsce oraz wykąpać się w błękitnej, seledynowej wodzie.


Po godzince wracamy do miejsca skąd wyruszyliśmy i przesiadamy się na małą motorówkę, która pozwoli nam na wpłyniecie do wewnątrz grot. Jest dużo ofert z dużymi łodziami - jednak one nie wpłyną do groty a jedynie podpłyną do nich, dlatego warto jednak wybrać mniejsza jednostkę by móc obejrzeć Blue Cave od wewnątrz. 







Niebieskie jaskinie równie urokliwe jak zatoka, wąskie, z zimną błękitną wodą. Czasem motorówka dosłownie na centymetry przechodziła przez szczeliny. Kapitan opowiada cały czas historię jaskiń oraz pokazuje co ciekawsze anomalie natury, które występują w tym miejscu. Niestety nie pozwolił się wykąpać, a fajnie było by posnurkować w tak przejrzystej wodzie. 




Przepływamy pod paroma grotami wodnymi i wracamy do Skinarii, gdzie udajemy się na obiad do lokalnej tawerny usytuowanej koło wiatraków, bezpośrednio nad wysokimi klifami. Tutaj smakujemy kolejnych regionalnych dań jak Souvlaki .

Kolejne miejsce, które mieliśmy w planie zobaczyć, to siarkowa zatoka Xigia nazywana tutaj naturalnym SPA. Są tam siarkowe wody, które u góry są zimniejsze a im głębiej tym cieplej, do tego jest wyraźnie wyczuwalny zapach siarki. Xigie plaże są dwie, jedna obok drugiej jakieś 200-400 m, jednak ta siarkowa jest tylko jedna - to ta druga jadąc od Tisivili. Po krótkim kluczeniu, by znaleźć wjazd na tą plażę, zostawiamy samochód na górnym parkingu i schodzimy do wąskiej pięknej zatoczki. 

Oddając się naturalnym zabiegom w wodzie :) snurkuje w poszukiwaniu rybek - jednak za dużo tutaj ich nie znalazłem.
Fajnymi obiektami na tej zatoce są głazy wystające z wody, do których można podpłynąć, oraz nieduża jaskinia w skale.

Kończymy pływanie i udajemy się do punktu widokowego na port w Zakynthos, gdzie można skosztować wyśmienitych lodów - postanowiliśmy sami to sprawdzić więc kierunek na Bohali.
Lodziarnia nazywa się The Best :) i faktycznie duże gałki lodów o pysznych smakach, a dodatkowo piękna panorama na port w Zante.

Wracając już w kierunku Planos (do naszego hotelu) zauważamy na mapie, że będzie niedaleko wioska Exo Hora, gdzie jest najstarsze drzewo oliwne w Grecji - ma ono około 2500 lat.

Poniedziałek
Na kolejny dzień mieliśmy zaplanowane wiele ciekawych miejsc do odwiedzenia. 
Rozpoczęliśmy od Askos Stone Park, który się mieści koło Agios Nikoalos. Takie większe mini zoo z różnymi roślinami i zwierzętami. Niektóre biegały dosłownie sobie luzem. Wejście okazało się nie takie tanie - 7 Euro od osoby, za tego typu atrakcję to liczyliśmy ok 2-3 Euro. Na wejściu dostawało się po butelce wody na głowę za free i można było rozpocząć zwiedzanie parku według wytyczonego kierunku. Na start przywitał nas chodzący sobie luzem jelonek, który chętnie pozował do fotek. 

Dalej już czekało na nas całe stado jelonków, których można było nakarmić gałązkami. Później malutkie żółwiki, pawie, kozy, barany, koguty itp. Jedne z ciekawszych zwierzątek, które można było  pokarmić były szopy :) Dalej było jeszcze kilka zagród, jednak większość zwierzątek schowanych, wiec raz dwa przeszliśmy cały ogród i koniec oglądania. Troszkę mało atrakcji według nas za te 7 euro, oczekiwaliśmy więcej zwierząt.


Kolejnym miejscem był punkt widokowy na Zatokę Wraku, którą dzień wcześniej widzieliśmy z poziomu morza. Kierujemy się na Volimes, skąd już widać sporadyczne znaczki na Shipwreck, w zatoce  Navagio. Darmowy parking przed punktem widokowym, parę regionalnych sprzedawców lokalnych produktów (miód, oliwka, wino). Niestety za pierwszym razem jak tam dojechaliśmy pojawiły się chmury (jedyne które widzieliśmy przez cały pobyt w Grecji), które troszkę zmniejszyły efekt odbijania się słońca o lazur wody i błękitu wody, dwa dni później przyjechaliśmy jeszcze raz w to miejsce przy czystym niebie i efekt był naprawdę dużo lepszy. 

Na punkt niestety dojeżdżają również autobusy z dziesiątkami ludzi, którzy wykupili np. wycieczkę objazdową po wyspie i wypuszczają ich na ten punkt na 15 minut i z powrotem. Nieszczęśliwie trafiliśmy za pierwszym razem na dwa takie autobusy, na tarasie mieszczą się z 4-5 osób, wiec tłum jak po kawę czy cukier za komuny. Widok był dużo lepszy, gdy przeskoczyło się za płotek i stanęło praktycznie na samej krawędzi przepaści (choć jak teraz sobie myślę, że można było tam się poślizgnąć lub zakręcić w głowie by w konsekwencji zaliczyć piękny lot nad zatoką wraku to troszkę ciary mi przechodzą). Z góry przy ładnej pogodzie efekt zatoki jest większy patrząc z góry - te różne kolory wody, biały piasek, brązowy zardzewiały wrak i wcinające się klify - pięknie - szkoda że tyle ludzi tam łazi i psuje klimat.


Po tych zachwycających widokach z góry chcieliśmy się wykąpać w jakieś fajnej zatoczce. Nie daleko jest mały port Porto Vromi, prowadzi do niego droga, która praktycznie kończy się na porcie i chcąc wracać musimy przejechać tą samą drogę ok 9km z powrotem do najbliższego skrzyżowania na Maries.
W Porto Vromi mała plaża, zatoczka gdzie większość tej niewielkiej plaży leży pod skałą, która daje cień, choć jakoś super stabilnie nie wygląda. Można tutaj wypożyczyć rower wodny i popływać na okoliczne groty, skały.


Po ochłodzeniu w krystalicznie czystej wodzie zgłodnieliśmy i postanowiliśmy znaleźć kolejne piękne miejsce, gdzie można by coś dobrego regionalnego zjeść oraz kolejny raz popływać. Na naszej mapie była to zatoka Porto Limnionas, Zjazd na nią jest z Agios Leon, kręta, wąska i czasem stroma droga doprowadza nas do pięknej zatoki z tawerną u góry i darmowym parkingiem.




Tutaj stołujemy się zamawiając regionalną sałatkę Porto Limionas (jej akurat nie polecamy - obrzydliwa) oraz Pasticio i jagnięcina z czerwoną cebulą.



Po obiadku czas na snurkowanie. Wejście  dosyć utrudnione przez fale spychające na skały, z których to trzeba było wskoczyć do wody. Od razu głęboko i dosyć chłodna woda. Ale za to parę jaskiń, do których można było wpłynąć i parę rybek udało się wyczaić. Przez ok godzinę pływamy, snukrujemy. Moim zdaniem najpiękniejsza zatoczka do snurkowania, którą udało nam się zobaczyć na Zante.


Kawałek dalej jedziemy na plażę Porto Roxa - kręta i bardzo stroma droga od strony Porto Limionas (wjazd na lewo na końcu parkingu) Lepszy wjazd bezpośrednio od strony Agios Leon, ale troszkę trzeba się cofnąć. Na tej plaży jesteśmy ok 17:00, ludzi praktycznie żadnych. Przy plaży oczywiście tawerna, która ma parasole i leżaki, gdzie wykupując np napój można na nich leżeć ile się chce. A więc kupujemy dwie Cole i upajamy się w pięknym krajobrazem. Zejście do wody tutaj jest mocno ograniczone przez wysokie skały i równie wówczas duże fale, więc tutaj już jedynie sobie leżakowaliśmy. (Podobno tutaj jest drugi najpiękniejszy zachód słońca (po Kabi)  na wyspie).


Godzinkę później zbieramy się w drogę powrotną do Hotelu, ale po drodze zaliczamy jeszcze jeden punkt - zjeżdżamy na południe wyspy do Keri, gdzie znajduje się największa flaga Grecka na świecie (wpisana w księdze rekordów Guinnessa). Dodatkowo obok jest tawerna, gdzie oczywiście za małe co nieco można sobie pooglądać piękny klif i skały wystające z błękitnej wody. Wcinamy tam pyszne lody i kierujemy się na Planos do hotelu.

Wtorek
Dzisiaj odmiana, bierzemy udział w zorganizowanej wycieczce na wyspę Kefalonię. Był pomysł wyjazdu tam na własną rękę samochodem, jednak ubezpieczenie na samochód nie obejmowało poza terytorium wyspy oraz przy przeprawie promowej. Także tego dnia Picanto odpoczywało pod palemką, a my wykupiliśmy w lokalnym biurze tuż obok naszej noclegowni całodniową wycieczkę za 40 euro na głowę (plus dodatkowe 20 euro na wejścia do jaskiń) .
Start 8:00 podjeżdża autokar pod hotel i zabiera nas. 

Autobus praktycznie już pełny, przewodniczka miała być polska, jednak okazała się jedną osobą, która po angielsku śmigała a polskiego to dopiero się uczyła, więc nieźle sobie łamała język przy tłumaczeniach dla nas okolicznych atrakcji. Autobusem lecimy do portu Agios Nikolaos, skąd o 9:45 odpływa prom do Kefaloni. Rejs trwa 1h 20 minut. Autokar płynie z nami, dzięki temu w Kefaloni ładujemy się na niego z powrotem i zaczynamy objazd wyspy. 



Na początek kościół świętego Dionizosa. 

Następnie jedziemy do jaskini Drogarati Cave (wejście dla grup 4 Euro/osoba) 122 schody i praktycznie jedna wielka komnata do obejrzenia. Zdjęcia można robić, ale bez lampy. W tej jaskini odbywały się koncerty słynnych śpiewaków operowych, akustyka niepowtarzalna. Wiele stalagmitów i stalaktytów, jednak w porównaniu do jaskiń, które widzieliśmy na Słowacji, jakoś ten widok i krótka wycieczka do tej jaskini nas nie powaliła. 


Dalej jedziemy do ok 3 km oddalonej kolejnej jaskini Melissani (wejście dla grup 6 euro/osoba). Jest to jaskinia, która po trzęsieniu ziemi otworzyła na górze wnękę, przez którą teraz dostaje się słońce i padając na dolne jezioro robi duże wrażenie. Po jeziorze pływają małe łódeczki (ok 10 minut). Woda kryształ, w dalszej części jaskini piękny niebieski odcień jak w Blue Cave. Dużo bardziej nam się podobała niż Drogarati.


Następnie jedziemy do małego portu do tawerny na obiad. Tutaj zamawiamy lokalny przysmak Kefalonia meat pie oraz Soutzoukakia, czyli klopsy mielone z ziołąmi.

Przed ostatnim miejscem, które zobaczyliśmy, to widok z góry na piękną plaże Myrtos - niestety autobus nie zjeżdżał krętą droga na plażę, więc nie wykąpaliśmy się - a szkoda bo dla nas najpiękniejsza plaża, którą zobaczyliśmy w Grecji. Na tej plaży kręcono wiele scen do filmu "Kapitan Corelli" z Nicolasem Cage'm i Penelope Cruz.


Sesja zdjęciowa i już siedzimy w autokarze i zjeżdżamy do stolicy wyspy, czyli Argostolii, w której stajemy przy porcie, gdzie można było kupić lokalne pamiątki i dużo różnych owoców i warzyw po dobrej cenie. Przy okazji widziałem żółwia Carreta Carreta, który pływał sobie w porcie.



Godzina 18:00 wracamy do miejsca, gdzie czeka na nas prom powrotny. Półtorej godziny i jesteśmy na Zakynthos, tam autobus podwozi nas do hotelu i po kolacji z regionalnymi owocami idziemy spać.

Środa
Dzisiaj w planie zwiedzanie południowo wschodniej części wyspy, zaczynając na półwyspie  Vassilikos a kończąc w Agios Sostis.
Wjeżdżamy na półwysep i rozpoczynamy zwiedzanie od komercyjnych plaż- Porto Zorro, Banana, Agios Nikolaos - plaże piaszczyste, płytka woda i w większości wejście od strony Tawerny - nie spodobało nam się tutaj zbytnio więc kierujemy się dalej na plażę Gerakas.

Przy wejściu na plażę budka strażnika :) gdzie dostajemy instrukcje dotyczące gdzie możemy rozbić swój parasol oraz jak daleko możemy w głąb plaży w ogóle wejść. Wszystko to za sprawą miejsca wybranego przez gatunek żółwi Carreta Carreta, który upatrzył sobie to wybrzeże i jest to jego główne miejsce lęgowe. Co jakiś czas widać na piasku takie rusztowania ochraniające miejsca, gdzie żółwie złożyły jaja. Dodatkowo plaża po 19:00 jest zamykana ponieważ wówczas przypływają żółwie i nie można im przeszkadzać :)
 
Plaża w większej części piaskowa, z prawej strony już bardziej kamienista. Wejście do wody bardzo łagodne, płycizna przez długi czas, na dnie piękny ale niestety monotonny piaseczek, wiec tutaj nie było również sensu snurkować. Za to woda bardzo ciepła. Rozkładamy się, pompujemy materac :) i idziemy poszaleć na wodzie.


Po ok 2 godzinach wyruszamy na kolejną, podobno jedną z piękniejszych plaż Dafni, która jest niedaleko Gerakas. Dojazd faktycznie jak to opisywały przewodniki, bardziej na samochód terenowy, kręta, wyboista droga szutrowa, do tego momentami bardzo stroma i wąska. Praktycznie nie powinniśmy Kia tutaj jeździć, ponieważ na drogach szutrowych nie mamy ubezpieczenia - po prostu ten samochodzik nie na takie tereny przeznaczony. Ale ryzykujemy, chcąc obejrzeć tą piękną plażę. 


Po dosyć napiętym nerwowo zjeździe, dojeżdżamy do końca drogi, na której są oczywiście dwie duże Tawerny, przez które trzeba przejść by dojść do plaży. Plaża hm... nie powala, fakt mało ludzi, ale wąsko i jakoś smutno - bez rewelacji jak na taką przeprawę, by tutaj dotrzeć. 


Zawiedzeni zawracamy i mierzymy się z tą samą droga powrotną ku jednej z najbardziej rozrywkowych miejscowości i jednocześnie największej plaży gdzie żółwie upatrzyły sobie gniazda lęgowe, czyli Laganas. Faktycznie wjazd do tej miejscowości wygląda jak małe Las Vegas, wszędzie bary, dyskoteki, fast foody, tłoczno, głośno. 
Dojeżdżamy do plaży, która cała zawalona, umiejscowiona tuż przy licznych tawernach, barach - nie wiem jak tutaj żółwie dają radę:) 


My na pewno nie takiego miejsca szukaliśmy w Grecji i szybko ewakuujemy się do pobliskiego portu Agios Sostis, gdzie jest kolejny słynny obiekt turystyczny - czyli mała wysepka, która oddzieliła się od lądu po czas trzęsienia ziemi i teraz  jest prywatną wyspą, do której prowadzi malowniczy drewniany mostek. Na samej wyspie jest dyskoteka, tawerna i od drugiej strony kameralna plaża.



Robimy kilka fotek i udajemy się do pobliskiej restauracji El Greko na obiad. Tutaj jesteśmy bardzo mile przyjęci, na start i koniec posiłku dostajemy gratisowy poczęstunek: sałatka i deserek. Dania, które tutaj zamówiliśmy to Mousaka i Grilled Squids.  Grillowane kalmary nie przypadły jednak Dagmarze do gustu i połowa dania pozostała nietknięta.

Chcąc jeszcze popływać, udajemy się w kierunku spokojnej plaży Marathia, płytka bardzo ciepła woda. Na plaży parę drzewek dających cień i widok na wyspę Żółwia - Marathonissi.


Na koniec dnia zaplanowałem romantyczną kolację z Moją Kochaną Żonką przy pięknym zachodzie słońca oglądanym w Kabi. Kolejne potrawy regionalne które spróbowaliśmy to : zupa grzybowa oraz Meat Balls i sałatka grecka.
W Kabi dwa miejsca, gdzie można usiąść, zjeść i napawać się pięknym widokiem na zachód słońca. Pierwsza tawerna usytuowana troszkę niżej a jadąc dalej na samą górę druga Tawerna na samym szczycie.
Do hotelu dojeżdżamy ok 22:00 na resztkach paliwa:)


Czwartek
Ostatni dzień, w którym mamy samochód postanowiliśmy pozwiedzać miejsca bardziej w głębi wyspy i skupić się na zabytkowych budynkach, których nie ma dużo po dwóch trzęsieniach ziemi, ale można odnaleźć ciekawe miejsca.

Rozpoczęliśmy od miejscowości obok Tisivili czyli Alykes, gdzie są dwa zabytkowe mosty łączące rzekę przepływającą przez miasto i kończącą swój bieg w morzu.



Następnie udajemy się do miejscowości Anafonitria, gdzie zwiedzamy klasztor XVI w. klasztor Monitis Panagias – 10 lat spędził jako opat św. Dionizy, patron wyspy, rozgrzeszając mordercę swojego brata – zachowana cela świętego, trójnawowy kościół i mała kaplica – oszczędzone przez trzęsienie ziemi z 1953 r.
oraz na samej górze wioski wieżyczka obronna.


Dalej udajemy się kolejny raz do Zatoki Wraku, która jest niedaleko by obejrzeć ją przy pięknej pogodzie a następnie szukamy trasy do jaskiń Damianou Cave, które się mieszczą w okolicy Agalas. W miarę szybko je odnajdujemy, samochód na parkingu przy punkcie widokowym, a dalej spacerek 250m kamienistą ścieżką do grot. Dwie groty, jedna pod drugą w litej skale. Po krótkiej wspinaczce zwiedzam również górną.



Niedaleko tych jaskiń znajduje się  12 zabytkowych studni, które służyły do nawadniania pól oliwnych. My jednak naliczyliśmy 11 studni, a zamiast pól z drzewami oliwnymi otaczają je winnice.


Kolejny punkt dzisiejszego dnia to Lithakia i muzeum oraz nowoczesna fabryka produkcji oliwy z oliwek.
Po niedużym zakładzie oprowadza nas pracownik fabryki i opowiada poszczególne procesy wytwarzania oliwy. Na koniec oglądamy film pokazujący w praktyce działające wszystkie maszyny oraz mamy możliwość skosztowania różnych rodzajów oliwy i zakupu. Zakupiliśmy oliwę z dodatkiem czosnku, oliwki regionalne dla brata i mydło produkowane również w oliwek. 


Ceny wydawały nam się promocyjne w końcu to fabryka - jednak wieczorem w markecie naprzeciw hotelu odnajdujemy te same oliwy kilka euro tańsze :(




Na koniec dnia jedziemy na spokojną plażę w Kalamaki (blisko lotniska) gdzie na piaszczystej plaży odpoczywamy i kąpiemy się ostatni raz w trakcie naszej podróży w greckich wodach.


Na ostatnią kolację w Grecji idziemy do restauracji niedaleko naszego Hotelu i zamawiamy: gemistę i zapiekaną jagnięcine z serem.


Wieczorem odstawiamy samochód pod hotel, kluczyki do recepcji i zostajemy ostatni wieczór bez samochodu. Więc wykorzystujemy okazję i kolejny raz kąpiemy się w basenie hotelowym, po czym idziemy smakujemy kolejnego regionalnego wina na balkoniku.









Piątek
Z rana ostatnie śniadanie, końcówka pakowania i zdanie pokoju. ok 11:00 przyjechała po nas taxi, która zawiozła nas na lotnisko. Na nim powitał nas nasz rezydent i podpowiedział co i jak tutaj się załatwia. 










Dwie godziny opóźnienia i ok 15:40 wylatujemy w kierunku Gdańska. Ok 2h 40 minut później lądujemy w deszczowym Gdańsku z powalającą temperaturą 15 stopni :( Przebieramy się w ciuchy letnie przystosowane na polskie warunki (długie spodnie, bluzy, buty itd) bierzemy taxi i ok 18:00 czasu PL jesteśmy w domu.







Podsumowanie:
- 7 dni, które trwała podróż, z czego praktycznie dwa dni transferowe.
- Samochód wynajęty na 5 dni ( w praktyce jeżdżony 4 dni) 45 euro/dzień + paliwo
- zrobione ponad 600 km (czyli obrazując: codziennie półtora raza objeżdżaliśmy cały obwód wyspy)
- W dzień temperatura spokojnie powyżej 30 stopni, w nocy pewnie z 24.
- woda ciepła na plażach z płytszą wodą, tam gdzie było wejście bezpośrednio na głęboką wodę z skał, nie była taka przyjemna na początek
-przejrzystość wody wszędzie wzorowa (może poza plaża Xigia ze względu na siarkowe wody)
- kuchnia smaczna, różnoraka (choć na koniec podróży tęskniliśmy za schabowym i pomidorówką)
- ludzie bardzo mili, czy to w hotelu, tawernach, portach, zawsze uśmiechnięci i pogodni
- porozumiewanie się - 100% angielskie - po grecku ani słowa nie da się zrozumieć.
- piękna wyspa, bardzo mały ruch na drogach, większość upraw to winnice i gaje oliwne, dużo również pasiek
- mając samochód czy inny transport do zjeżdżenia w całości w 3-4 dni - nie wyobrażamy sobie jak można leżeć w hotelowym basenie przez cały czas - nam po jednym dniu już się nudziło.
- co do kosztów - to ogólnie troszkę się zdziwiłem, ponieważ w cenach czy to jedzenia, usług, pamiątek, paliwa, wynajmu car itp. nie widać kryzysu, moim zdaniem dużo drożej niż w Chorwacji.

Jeśli ktoś szuka spokojnej, urokliwej i niedużej wyspy na tygodniową podróż to polecamy gorąco Zakynthos ( w opcji z wynajmem jakiegoś środka transportu do zwiedzenia w/w miejsc).
Mamy nadzieję, że nie były  to nasze ostatnie odwiedziny w tych stronach i kiedyś jeszcze powrócimy w piękne, słoneczne Greckie strony. :)

Dla wytrwałych jak zwykle nagroda :)

ORAZ

FILM Z NASZEJ PODRÓŻY